W sobotę, 26 listopada 2016 roku wybraliśmy się całą grupą do Kordoby oddalonej od naszego miejsca zamieszkania ok. 200 km.
Niektórzy poradzili sobie ze wcześniejszym wstaniem i byli na nogach już od 6:00-6:30, żeby zjeść śniadanie, wykąpać się i ubrać w spokoju. Inni zaś woleli dłużej pospać i zebrać się w te przysłowiowe „5 minut”.
Wyjechaliśmy o 8 rano, z naszego standardowego punktu spotkań obok apartamentu – Zafiro Corner.
Towarzyszyła nam grupa z Rumunii, dlatego nasz autokar był prawie pełny, ale to dobrze – im nas więcej tym lepiej. Niektóre osoby wykorzystały okazję i podczas jazdy zasnęły niczym małe dzieci, inni słuchali muzyki i wpatrywali się w widoki zza autokaru.
Niestety pogoda w tym dniu nam nie dopisała, przez cały czas ciążyły nad nami ciemne chmury i deszcz przestawał padać tylko chwilami.
W czasie podróży mieliśmy jeden 12-minutowy postój, mogliśmy wtedy kupić sobie coś do jedzenia i po prostu rozprostować nogi.
Na miejscu byliśmy przed 11:00, jechaliśmy ok. 2,5 godziny. Kierowca wysadził nas i pożegnał na zabytkowym, 16-sto łukowym moście Puente Romano na rzece Gwadalikiwir. Widok z niego był czarujący, mogliśmy ujrzeć panoramę miasta w całej okazałości. Całą grupą ruszyliśmy w głąb miasta, przechadzając się po wąskich, ale jakże urokliwych uliczkach, na których roiło się od kolorowych motywów i kwiatów. Mieliśmy okazję zobaczyć XIV-sto wieczną synagogę. Najważniejszym punktem było dla nas zwiedzenie Mezquity – obszernego meczetu, który został przebudowany na katedrę katolicką.
Bardzo ucieszyła nas możliwość zwiedzenia miejsca o nazwie Alkazar – pałac pochodzący z XIV wieku. Ci odważni, mogli się pokusić na wejście na samą górę wieży. Schody prowadzące na jej górę były bardzo wąskie i z łatwością można było w ułamku sekundy znaleźć się z powrotem na dole, jednak nikomu na szczęście nic się nie stało.;) Widok z samej góry zapierał dech w piersiach, wszyscy oczywiście chcieli utrwalić te piękne scenerie zabierając się za fotografowanie krajobrazów. W samym środku Alkazaru mogliśmy przejść się po barwnych ogrodach, był tam nawet mini-staw w którym pływały całkiem spore okazy ryb.
Po wyjściu z pałacu, ok. 14:00, mieliśmy czas dla siebie. Jak się można domyślić, wszyscy od razu ruszyli żeby wrzucić coś na ząb – piesze wycieczki kończą się zawsze pustym brzuszkiem.
Wybraliśmy się do pobliskich barów gdzie oferowano tapas – czyli przekąski popularne w Hiszpanii. Po wypełnieniu brzuszków, najedzeni i pełni energii udaliśmy się w dalszą podróż po Kordobie.
W końcu po paru godzinach zaglądania do wszelakich zakamarków miasta, dokładnie o 18:00, zebraliśmy się ponownie na moście, aby wrócić do naszej ukochanej Granady. Miny wszystkich osób zdradzały zmęczenie, jak i zadowolenie. W autokarze mało kto nie spał, nawet nasz opiekun uciął sobie małą drzemkę i wcale się nie dziwimy – Kordoba okazała się pięknym i urzekającym miastem, a jej zwiedzanie naprawdę nas wymęczyło, ale jak już wspomniałam – było to zmęczenie ze szczyptą entuzjazmu.
Pod apartamentem byliśmy po godzinie 20:00. Jedni poszli prostu do domu, zaś niektórzy odwiedzili jeszcze pobliski sklep, aby kupić coś na kolację.
Następnego dnia mieliśmy dzień wolny, więc można było wypocząć i trochę się poobijać – należało się nam. 😉
Autorka:
Katarzyna Merchel